Jesteś kowalem własnego losu – to zdanie każdy z nas słyszy wiele razy w ciągu swojego życia. Ja sam je niedawno powiedziałem do siebie, po tym jak po kilku latach kontuzji, problemów ze ścięgnami Achillesa, przerwami w bieganiu, udało mi się znowu przebiec 10 km poniżej 50 minut. Ktoś tam może powie: „no i co z tego ja robię to w 45 minut”. No cóż dla mnie to coś naprawdę dużego, okupionego naprawdę dużym wysiłkiem, bólem, k***wami, itd. I wiecie tak jest z każdą większą rzeczą, którą chcemy osiągnąć. Bo tak naprawdę to od nas zależy jak się potoczy nasze życie. I dlatego tak bardzo często trafia mnie szlag gdy słyszę teksty w stylu: „bo mi się należy!”. G**** ci się należy!!! Każdy z nas dostaje jakieś karty na początek, jedni lepsze, a inni gorsze. No i co z tego? Czy faktycznie gorsza pozycja na starcie to powód by odpuścić wszystko? Ostatnio byłem świadkiem kilku sytuacji z naszego poletka, gdy jechano po paru osobach, które się wybiły ponad przeciętność i naprawdę daję radę. Ludzie, a kto Wam broni zapieprzać tak jak oni albo bardziej???
Jesteś kowalem własnego losu
To na prawdę proste zdanie i każdy je rozumie. Tylko zdecydowana większość, nic z tym nie robi. Nie musisz zostać kolejnym Stevem Jobsem, ale możesz możesz mieć na prawdę dobre życie wkładając odrobinę wysiłku. Ja sam, od pewnego czasu skupiam się na rzeczach, które są dla mnie na prawdę ważne. Nie musisz sobie wyznaczyć dziesiątek celów do zrealizowania w ciągu najbliższych 10 lat. Nie. To tak nie działa – przynajmniej dla większości.
Wyznacz sobie 2-3 cele, które chciałbyś osiągnąć. Potem podziel sobie drogę do każdego z nich na drobne odcinki. Takie podejście sugerują ludzie, którzy zajmują się produktywnością i zarządzaniem czasem. A potem po prostu do przodu. Ale sami dobrze wiecie jak jest. Brutalna prawda jest taka, że nawet najlepsze plany, które nigdy nie są realizowane, pozostaną tylko planami… Łatwo nam przychodzi obwinianie innych o swoje niepowodzenia, gdy tak na prawdę bardzo często to tylko wyłącznie wina nas samych.
Od SharePoint developera do web developera
Nie musicie od razu robić rewolucji w swoim życiu. Powiem Wam jak ostatnio podchodzę do tego tematu. Jakiś czasu temu przeczytałem artykuł Andrew Connella. Generalnie idea jest taka, że SharePoint jest platformą na którą się programuje, odchodzi do lamusa, a właściwym podejściem jest traktowanie go jako usługi. I wbrew temu co można sądzić takie rozróżnienie ma głęboki sens – zainteresowanych zachęcam do przeczytania całego artykułu. Tylko co z tego dla mnie wynika? Otóż od czasu do czasu pracuję jako freelancer (więcej TUTAJ) i dość często widzę, że skupianie się tylko na platformie SharePoint staje się ograniczeniem w ilości dostępnych zleceń.
Tylko co ja mogę?
Nie no od razu palnąć sobie w łeb albo położyć się i czekać na śmierć. Możesz i to całkiem sporo! Jeżeli programujesz dla SharePoint to masz jakieś podstawy (albo i więcej) w zakresie technologii webowych. Niedużym wysiłkiem trzeba dodać trochę wiedzy i możesz próbować zrobić coś więcej. Ale jak? Ja dam prosty przykład jak ja to robię. Możesz się zgłosić do jakiegoś projektu jako totalny junior (np.: na Upwork), powiedzmy za 5$ za godzinę – uwierzcie da się 🙂 . Poświęcając parę godzin w tygodniu możecie osiągnąć na prawdę dobre rezultaty. Ktoś powie, że to nie jest takie proste. Może i nie jest, ale generalnie życie nie jest proste. Jesteś kowalem swego losu i w twoich rękach jest Twoje życie będzie wyglądało.
Pamiętaj. Jeżeli będziesz wegetował cały czas w tym samym miejscu to raczej na Twoim miejscu nie spodziewałbym się wielkiego przełomu. Czasami po prostu trzeba wyjść ze strefy komfortu. Uwierzcie mi warto. I dotyczy to każdego aspektu Waszego życia :).