Porażka. Jak ja nienawidzę tego słowa. Ale dziś właśnie będzie o niej, ale tak życiowo, do bólu szczerze, bez ściemy i bzdur od pseudo trenerów. Będzie też o sukcesie, bo z reguły tych dwoje to bliźniacy. Rzadko kiedy jedno istnieje bez drugiego. Gotowi? No to jedziemy. Pamiętacie mój wpis o tym co jest ważne w życiu ? To był nie do końca informatyczny wpis, ale bardzo wiele osób go przeczytało. Co więcej kilka osób mi zwróciło uwagę, że czują pewien niedosyt i oczekują dalszego ciągu. Ech, może po prostu ludzie lubią czytać o tym jak inni dają ciała 🙂 .

Pisałem tam, że czasami za szalony pęd ku sukcesowi, który nawet czasami udaje się nam odnieść, musimy zapłacić wysoką cenę. I wiecie co? Nie wiem czy odniosłem sukces, ale porażkę to na pewno, bo mi się rozpieprzyło życie osobiste jakiś czas temu. Oczywiście byłoby głupotą mówić, że tylko praca za tym stała, ale takie są fakty. Upłynęło sporo czasu, udało się ogarnąć bajzel i tak patrzę sobie wstecz na inne swoje życiowe porażki – widzę sporo podobieństw.

Zmieniliśmy pracę na taką, która jest do niczego, a szef to Hannibal Lecter managerów. Projekt, któremu poświęciliśmy wszystko okazał się totalnym niewypałem albo ktoś inny spija śmietankę, mimo, że palcem nie kiwnął. Kierunek naszych studiów jest do niczego, a my jesteśmy z ręką w nocniku. Miałem być super programistą, a nic mi nie wychodzi. Każdy z nas mógłby długo tak wymieniać. No dobrze. Wiemy, że wszystko się posypało. Co dalej?

To nie moja wina!

Najgorszą rzeczą jaką możecie zrobić to powiedzieć „bo to zła kobieta była”, bo szef to idiota, bo ja to mam pecha. Wiecie co? Gówno prawda. Owszem są w śród nas pechowcy, którzy się bardzo starają i po prostu nie działa. I nie ma w tym ich winy. Ale w zdecydowanej większości przypadków nasza porażka, to w sporej części nasza wina! Przez długi czas ja też tak robiłem.

Wszystko po mnie spływało. Nie ważne czy dotyczyło to pracy czy życia prywatnego. Podobno trzeba być twardym, szkoda że również nie mówią, że wtedy gdy trzeba. Z tego co pamiętam, to chyba w leczeniu alkoholików pierwszym krokiem jest przyznanie się do tego, że ma się problem. W życiu jest tak samo. No bo do jasnej cholery co trudnego może być w związku??? Przecież wszyscy to potrafią to ja też mogę. A nie przyszło Ci do głowy, że spora część z tych związków to pustynia? Czy chcesz też tak żyć? Albo czekać aż samo się zawali?

Kolejna porażka zawodowa. Szef się drze, że ten kod jest do niczego. Kolejny projekt zawalony, podobno przeze mnie. E tam oni się nie znają, to idioci… Czy możesz spróbować dopuścić do siebie myśl, że skoro to już któryś raz to może jest coś na rzeczy?

Idziesz do pracy, ale im bliżej tego biura tym bardziej ci się wszystko cofa na myśl o kolejnych ośmiu godzinach, w miejscu którego nienawidzisz. A praca/zawód, który teraz wykonujesz sprawia ci ból. Na prawdę chcesz to dalej ciągnąć? Czekać na wrzody? Zawał? Załamanie nerwowe? Może pora na zmianę? Na co chcesz czekać???

Mam kilku kolegów, od których parę razy słyszałem, że same wariatki im się trafiają albo znowu się zaczyna to samo co z poprzednią dziewczyną. A czy możesz pomyśleć, że one były normalne tylko z Tobą jest coś nie tak? Z drugiej strony są też dziewczyny, które gdy pojawiają się problemy wybierają ucieczkę do przodu. W większe bagno. Tacy już jesteśmy. Może pora zmierzyć się z problemem na poważnie?

Potrzebuję pomocy

Czy możesz spróbować przez chwilę schować swoją dumę do kieszeni i pomyśleć, że potrzebujesz pomocy kogoś innego? No dobra, szef to idiota, ale wśród braci informatyków jest wielu, którzy znają się na swojej robocie. Może pora się podzielić z kimś problemem, kto obiektywnie nam powie co robimy nie tak? W dobie facebooka i meetup’a to nie jest jakiś problem. Trzeba tylko chcieć. Bo może jest jeszcze dla nas nadzieja.

Bo wiecie teraz wszędzie pełno jest ogłoszeń, że trzy miesiące i będziesz super programistą. A programiści i informatycy w ogóle to mają teraz eldorado, a kasa sama do nich płynie. A nie przyszło ci czasem do głowy, że TY po prostu się do tego nie nadajesz??? To najgorsza z możliwych opcji, ale chyba lepiej o tym wiedzieć niż czekać aż wpadniemy w takie bagno, że już z niego nigdy nie wyjdziemy!

Matusz mówi (pozdrawiam), że rozwód mi służy. No cóż może teraz to tak wygląda. Ale nie było tak na początku. Na początku było bagno, potem muł, a ja pod spodem. A potem ciężka, uczciwa harówka. Czasami do wyrzygania i bólu, ale warto było. Niektórzy gdy pojawiają się problemy po prostu wybierają ucieczkę do przodu. Tylko z reguły historia się powtórzy… A może potrzebujesz pomocy specjalisty? Kogoś kto postawi Ci pytania, których nigdy nie odważyłeś się sobie zadać? A wiesz, że spora część problemów, które mamy w dorosłym życiu, to rachunek wystawiony za dzieciństwo? Ja wiem, że facet to musi być twardy zawodnik, samiec alfa. Byłem, tylko rzadko wtedy gdy trzeba było.

I moi drodzy tak jest w bardzo wielu obszarach. Jesteśmy mistrzami w oszukiwaniu samych siebie.

Moja porażka

Moja porażka

Porażka? Wykorzystaj ją!

Zdradzę Wam pewien sekret. No może nie cały 🙂 , ale zrozumiecie o co chodzi. Bardzo bardzo dawno temu, bo w trakcie studiów dostałem pewną propozycję. Mogłem wyjechać na dłuższy czas z kimś na kim mi bardzo wtedy zależało za granicę. Spękałem. Nie odważyłem się zaryzykować. I wiecie co? Wiedziałem potem parę razy kilka zdjęć, a ja się zastanawiałem jak mogłoby wyglądać moje życie gdybym zaryzykował. Nigdy się tego nie dowiem.

Żeby nie było, że zawodowo jestem taki super to kolejna mała niespodzianka. Znowu spory kawałek czasu temu uczestniczyłem w szkoleniu z SQL Server’a.  Najprawdopodobniej osoba prowadząca szkolenie zwróciła uwagę na to, że coś tam wiem i podała dalej tę informację. Parę dni po szkoleniu zadzwonił miły Pan z firmy Microsoft z propozycją pracy. Odmówiłem, sam nie wiem dlaczego. Bałem się kompromitacji? Przecież to Microsoft! Do dziś się zastanawiam jak mogło by to wyglądać.

Całkiem niedawno to wspomnienia do mnie wróciły – nie będzie do trzech razy sztuka! Powiedziałem sobie, że nigdy więcej! Nigdy więcej nie będę się zastanawiał, że coś jest bez sensu, że to na pewno nie wypali, będzie znowu bolało. Może i tak będzie, ale przynajmniej będę mógł powiedzieć, że przeżyłem swoje życie, a nie przewegetowałem.

Bo wiecie, jeżeli Wasza porażka zostanie zamieciona pod dywan to stracicie niepowtarzalną lekcję i szansę na sukces w przyszłości.

I co dalej?

Od pewnego czasu staram się przełamywać swoje ograniczenia. Koleżanka z pracy. Poprowadzisz szkolenie? Spoko. Po angielsku. Chmmm. Spoko. Trochę tych ludzi będzie. Wchodzę w to. Nie żałuję. Ktoś inny pyta: poprowadzisz prezentację na spotkaniu freelancerów? Nie znam praktycznie tej grupy ludzi, ale wchodzę w to. Warto było.

W życiu osobistym jest jeszcze ciężej. Dla nas introwertyków spotkania z innymi ludźmi to walka z samym sobą. Czasami ma się wrażenie, że tona żelastwa na nas leży, a słowa za cholerę nie chcą przejść przez gardło. Ci, którzy mnie lepiej znają wiedzą, że jestem wyszczekany. Ale wierzcie mi, w niektórych sytuacjach wymiękam. Ale czy to oznacza, że mam nie próbować?

Ktoś po przeczytaniu tego wszystkiego może dość, że jadę tanimi frazesami. Jeżeli tak to przepraszam, nie taki był mój cel. Może u Ciebie wszystko jest super, jeżeli tak to gratuluję. Ale jeżeli spojrzysz na ostatnie miesiące i lata i zobaczysz, że może nie wszystko jest tak jak trzeba, to nie czekaj aż wszystko ci wybuchnie prosto w twarz. Niestety w życiu problemy same się nie rozwiązują…