W dzisiejszych czasach snowboard jest często postrzegany jako sport dla młodych i cool. Skuszony tą wizją ja również postanowiłem spróbować swoich sił na desce snowboardowej – no bo dlaczego nie? I właśnie o tym będzie dziś.
Kiedyś napisałem taki post o tym jak stanąć znowu na nogach. Od tamtej pory staram się prowadzić aktywne życie i snowboard był kolejny na mojej liście rzeczy do nauczenia się / spróbowania. To nie będzie nic w stylu jak zostać mistrzem deski snowboardowej w jeden dzień. Chcę Wam napisać o tym jak ja się do tego zabrałem i jak to wszystko się skończyło.
Deski snowboardowe
Początkowo mieliśmy zagwozdkę jaką deskę kupić i za ile. Jak zaczniecie przeglądać oferty w internecie to można oszaleć z nadmiaru, bo ceny są od kilkuset złotych do kilku tysięcy. A jeszcze to szaleństwo z doborem sprzętu może przyprawić o ból głowy. Ania myślała o kupnie używanego sprzętu od kogoś komu szybko przeszło, ale to nadal nie rozwiązywało problemu jaka deska snowboardowa będzie dla nas dobra. W końcu wpadłem na pomysł, że może wypożyczyć? I to był strzał w dziesiątkę! W sieci znajdziecie sporo wypożyczalni, które mają w ofercie cały zestaw czyli deskę snowboardową, buty oraz kask. Wszystko w pokrowcu, który ułatwia transport. Nie będę podawał nazwy tej z której my skorzystaliśmy, jeżeli ktoś będzie zainteresowany to proszę o kontakt. Pan był kompetentny i potrafił zadać właściwe pytania, jak również zasugerować zmiany, jak rozmiar buta, co okazało się potem bardzo istotne. Na co warto zwrócić uwagę? Na pewno na wiązania. Czy dobrze się zatrzaskują i trzymają. Anka na stoku odkryła, że sprężyna w jednym wiązaniu nie trzyma najlepiej i często się luzuje… Cena? 250 zł za 9 dni, za cały set. Jak dla mnie najlepsza możliwa opcja! Jeżeli się okaże, że to sport nie dla Was to za dużo nie stracicie.
Jak jeździć na snowboardzie?
Anka stwierdziła, że obejrzała dość filmów na YouTube aby jeździć na snowboardzie i już wie o co w tym chodzi. Och jakże życie bywa okrutne 🙂 . Jeżeli mogę coś zasugerować. Jazda na desce to nie jest rocket science, ale wykupcie sobie z 1-2 godziny na stoku z instruktorem! Uwierzcie mi szkoła snowboardu ma sens. Nic Wam tak nie pomoże, jak ktoś kto pokaże kilka najważniejszych rzeczy. My wykupiliśmy sobie 2 godziny na Górce Szczęśliwickiej w Warszawie i to były na prawdę dobrze wydane pieniądze. Kiedy ktoś Wam pomoże ogarnąć podstawy potem pozostaje ich ćwiczenie. Niestety i tu trening czyni mistrza, a wszystko jest proste tylko na YouTube. Na co warto zwrócić uwagę? Tu Was zaskoczę. Na wsiadanie na orczyk i wyciąg krzesełkowy! Niestety wyciąg orczykowy nie był projektowany dla osób, które jeżdżą na snowboardzie i może sprawić na początku wiele problemów, warto to poćwiczyć w miejscu gdzie nie grozi to śmiercią lub kalectwem.
Snowboard – gdzie jeździć?
Tu Was zaskoczę może koncepcją, ale dla nas całkiem dobrze ona się sprawdziła. Otóż my zdecydowaliśmy się na spanie w schronisku Odrodzenie, ale jazda była już u braci Czechów. Jakie zalety ma to rozwiązanie? Otóż cena noclegu w schronisku jest bez porównania mniejsza (40 zł/os) niż cena za noc w najtańszej czeskiej budzie. Samochód można zostawić po czeskiej stronie pod Spindler’s Mountain Hotel, bo tam parking jest publiczny. Stołować również się tam można. Oczywiście to rozwiązanie ma swoje wady. Przede wszystkim chodzenie od schroniska do parkingu jest trochę upierdliwe. Pół biedy gdy jeszcze nie pada śnieg, ale nam się trafiły zawieje i zamiecie i lekko to nie było.
No i oczywiście trzeba jeszcze dojechać na stok. Wszędzie jeżdżą autobusy, więc jest to na pewno spore ułatwienie. Oczywiście zawsze można też jeździć własnym samochodem i tu oczywista oczywistość. Łańcuchy. Bez nich nawet nie próbuje wyjeżdżać w tamte okolice. Widok pseudo turystów, którzy na podjeździe próbują je założyć budzi przerażenie. A i jeżeli nigdy tego nie robiliście przetrenujcie sobie w domu na sucho. My to robiliśmy w śnieżycy po raz pierwszy. Baaaardzo głupi pomysł. Warto też przyjechać w niedzielę wieczorem, tak aby w poniedziałek iść jeździć. Uwierzcie mi, że do wyciągu w tygodniu stoi się około 5 minut, ale już w piątek po południu zaczyna się robić tłoczno. Więc w tygodniu, jeżeli ktoś ma dobrą kondycję, to może zaliczyć na prawdę sporo zjazdów.
Jazda na snowboardzie w Szpindlerowym Młynie
Szpindlerowy Młyn to nie wielka miejscowość obok naszej południowej granicy, która ma bardzo dobrą bazę noclegową oraz sporo tras zjazdowych. Niedaleko hotelu Spindler’s Mountain Hotel jest mały stok z wyciągiem, gdzie można sobie potrenować, nie narażając się za bardzo na to, że inni będą chcieli nas zabić. Gorąco polecam, tym bardziej że nie jest on jakoś drogi, a na rozgrzewkę zupełnie wystarczy.
Jeżeli już czujecie się na siłach to możecie jechać na prawdziwy stok, z wyciągiem krzesełkowym. I teraz istotna uwaga. W Szpindlerowym Młynie znajdziecie kilka wyciągów i jeszcze więcej tras zjazdowych. My popełniliśmy błąd i poszliśmy na stok pod Medvědínem. Na mapie znajdziecie informację, że jest tam niebieska trasa, potencjalnie łatwa. Absolutnie nie. Moim zdaniem wszystkie trasy pod Medvědínem są dla osób, które już jeżdżą dobrze. Sorry ale trasa o szerokości 3-4 metrów, ze ścianą drzew po obu stronach, o niebieskim kolorze? Bez jaj! I większość tras w tamtej okolicy wymaga już sporych umiejętności. Na początek sugeruję wyciąg Svatý Petr i trasę niebieską. Ma ona jeżeli dobrze pamiętam ok 2500 metrów długości, przy stosunkowo małym przewyższeniu, więc nie będziecie mieli poczucia, że wszystko chce Was zabić dookoła. Trasa jest bardzo urokliwa i przyjemna więc bardzo gorąco polecam!
I to tyle. Mam nadzieję, że komuś się to przyda. Jak dla mnie jazda na snowboardzie to super sprawa i nic sprawia takiej przyjemności jak pierwszy, płynny zjazd slalomem. To nie jest trudny sport, ale uważam że wydawanie milionów, kiedy nie mamy pewności, że to dla nas mija się z celem. Mam nadzieję, że również dla Was snowboard, będzie frajdą, tak jak dla mnie.